Morze Bałtyckie choć niezbyt rozległe nie jest bezpiecznym miejscem do żeglugi. W dzisiejszych czasach w dobie wszędobylskiej elektroniki i komputeryzacji, nowoczesnych systemów nawigacyjnych wydaje się, że człowiek okiełznał już niebezpieczne rejony Bałtyku. Jednak na przekór temu stwierdzeniu “zła sława” naszego morza wraca czasami boleśnie katastrofami takimi choćby jak zatoniecie polskiego promu Jan Heweliusz w 1993 roku, w której śmierć poniosło 55 osób lub zagładą promu pasażerskiego Estonia, która pochłonęła 852 istnień ludzkich.
Nieprzypadkowo morze Bałtyckie nazywane jest największym cmentarzem morskim na świecie. Dla przykładu duże konflikty zbrojne sprawiły, że Bałtyk stał się areną tragicznych wydarzeń, w których ginęły tysiące osób. Od wieków akwen ten postrzegany był jako trudne i kapryśne morze śródlądowe.

“ Spij mój Kochany w podmorskim grobie, nigdy nie zobaczę cię już. Niech choć twa miłość na brzegu ostanie, ja potrzebuje jej tu ! “
“ Niech ci śpiewają dorszy ławice, a śledzi uzna cię Król. A ja tu w chacie sama zostanę i niechaj Bóg ukoi mój ból ! “
Fragment średniowiecznej pieśni rybackiej
Nagłe zmiany pogody, mielizny i pomyłki ludzkie sprawiły, że na dnie naszego morza spoczywają setki wraków z różnych epok historycznych. Mierzeja jeziora Kopań, Darłówko i Jarosławiec nie są tu wyjątkiem. Od wieków notowano w tym rejonie różne mniej lub bardziej tragiczne wydarzenia morskie. Ważny port przeładunkowy w Darłowie a pod Jarosławcem zdradliwe mielizny, czy też potężne sztormy powodowały, że zatonęło tu kilkadziesiąt mniejszych i większych statków, a nadmorskie wydmy są od dawien symbolem bezimiennych marynarskich grobów.

Okoliczne miejscowości w czasach kiedy jeszcze nie było rozwiniętego przemysłu i nie uprawiano tak jak dziś turystyki, utrzymywały się głównie z morza. Dlatego nikt inny bardziej tak jak miejscowa ludność nie rozumiał specyfiki życia nad Bałtykiem. Bałtyk dawał pożywienie ale wymagał szacunku a co gorsza nie wybaczał błędów. Najbardziej na własnej skórze doświadczyła tego miejscowa ludność, od pokoleń tracąc na morzu, co jakiś czas członków swoich społeczności. Nie jest tajemnicą, że na morskim dnie w pobliżu portów zalega najwięcej różnorakich kutrów i łodzi rybackich. Aby obłaskawić żywioł wody wykształcono cały system pseudo-religijnych zachowań m.in. organizowano nabożeństwa błagalne w miejscowych kościołach, święcono morze i plażę, a wieki wcześniej składano nawet święte ofiary.
Nikczemny proceder „Plażowania”
Jednak modlitwy w świątyniach wznoszono nie tylko w przebłagalnym tonie. Miejscowe społeczności żyły przez wieki z niecnego procederu przywłaszczania sobie dóbr wyrzuconych na brzeg z rozbitych okrętów. Istniało od dawien dawna niepisane prawo “co morze wyrzuci jest bezpańskie, należy do okolicznej ludności“. Prawem do “Strandbrok” handlowali nawet możnowładcy sprzedając je, co zastanawiające m.in. nadmorskim klasztorom zakonnym. Na ofiary katastrof morskich nikt nie zwracał uwagi. Topielców po wcześniejszym obrabowaniu lub co gorsza dobiciu, chowano na wydmach lub czasami bezpośrednio na plaży.

Była nawet swoista, mroczna modlitwa “Niech Bóg błogosławi plażę !“ wznoszona o jak największą ilość dóbr wyrzuconych przez morze, a którą to jako niemoralną zakazał dopiero w 1777 roku książę pruski Fryderyk. Na kanwie miejscowych tragedii morskich snuto lokalne, mrożące krew w żyłach opowieści prawdziwe w swoim wydźwięku. Jedna z nich rodem z naszych okolic jest historią o pewnej starej wiedźmie mieszkającej w małej wiosce za wydmami.
Kobieta ta w sztormowe noce chodziła po plaży w poszukiwaniu ciał topielców. Zawsze miała przy sobie długi, ostry nóż którym obcinała opuchnięte palce ofiar jeśli tylko na którymś dostrzegła złoty pierścień. Podobno do dziś, w niespokojne wietrzne noce można spotkać jej ducha błąkającego się w poszukiwaniu zwłok po miejscowych plażach. Opowieści takie jak ta pokazują jak bardzo sprzeczny był proceder “plażowania” z głęboką pobożnością miejscowej ludności.
Wrak kutra na plaży koło Wicia i morska mina przeciwokrętowa
Nie wiadomo ile dokładnie okrętów spoczywa na dnie w pobliżu mierzei jeziora Kopań. Statki tonęły w tym rejonie poprzez stulecia z różnych powodów. W czasach pokoju morze zabierało je najczęściej w wyniku sztormów lub ludzkich zaniedbań.

Miejsce to ma pewną specyficzną właściwość. Wzdłuż mierzei koło Wicia z zachodu na wschód występuje silny prąd morski. Każdy statek, który stracił sterowność lub resztki z wypadków, które wydarzyły się przy wejściu do poru w Darłówku, lądowały właśnie na tutejszych plażach. Z tego powodu mierzeja była bardzo interesującym miejscem do uprawiania “plażowania” dla okolicznej ludności.
Początkiem lat 80 tych sam doświadczyłem obcowania z wrakiem drewnianego rybackiego kutra, którego prąd morski osadził po wschodniej stronie przekopu jeziora Kopań blisko Wicie. Widocznie statek nie był już nikomu potrzebny a remont jednostki był nieopłacalny, dlatego kuter został porzucony i rozebrany przez miejscowych gospodarzy “na opał”. Silnik kutra wraz z wałem napędowym częściowo przysypany piachem kilka lat jeszcze niszczał na plaży po czym zniknął na zawsze.

Następnym ciekawym ale niebezpiecznym znaleziskiem na plaży w Wicie była skorodowana, kotwiczna mina morska wyrzucona na brzeg po sztormie. Na minie brakowało kompletu charakterystycznych kolców, a w zasadzie były tyko trzy. Niebezpieczne znalezisko kilka dobrych dni leżało bezpańsko na plaży bez żadnego zabezpieczenia.
Turyści robili sobie z nią zdjęcia a dzieci bawiły się siadając na jej zardzewiałym korpusie. Było to z perspektywy dzisiejszego czasu skrajnie nieodpowiedzialne, ale to były początki lat 90 więc wtedy nie było komu zgłosić niebezpiecznego artefaktu a i ludzie nie w pełni rozumieli śmiertelne zagrożenie z jakim przyszło im obcować.
„Latający Holender” i wypadki morskie w okolicy Wicia
W 1896 r. niemiecki szkuner „BERTHA” dowodzony przez kapitana Moritza pośród sztormu doznał rozszczelnienia kadłuba. Tonący statek wraz z ładunkiem zdołano osadzić na brzegu niedaleko obecnego przekopu. Dzięki szybkiej interwencji uratowano wtedy 5 członków załogi. Dalszy los statku nie jest mi znany. W 1887 I 1888 osiadły tutaj na mieliznach statki „LIBERTY” i „MATHILDE’. Zdołano uratować załogi oraz statki.
Wicie może się też pochwalić własnym ”Latającym Holendrem”. Otóż zapiski z dawniejszych czasów informują o zatonięciu bezpośrednio koło Wicia dn. 14.04.1754 r. statku trzymasztowego typu Fluita o wdzięcznej nazwie „JUNGFRAU MARGARETHA”.


Statki typu Fluita były typowo handlową konstrukcją. W ich budowie specjalizowali się Holendrzy. Były bardzo podobne do majestatycznych Galeonów. Określano je jako najbardziej ekonomiczne statki do żeglugi towarowej po Bałtyku. Fluity charakteryzowały się pękatym, gruszkowatym kadłubem i sporą pojemnością ładowni.
Zdarzało się że uzbrajano je w działa i wykorzystywano jako okręty wojenne np. w polskiej flocie Zygmunta III Wazy ( Bitwa pod Oliwą ). „JUNGFRAU MARGARETHA” podążała z Amsterdamu do portu w Królewcu. Niestety z jakiś powodów nigdy tam nie dotarła. Spoczywa wraz z całym ładunkiem gdzieś na dnie blisko naszej miejscowości.
Historia parowca „WOLGAST”
Jednym z najgłośniejszych a dziś już prawie zapomnianym wypadkiem do jakiego doszło koło Wicia jest smutna historia parowca „WOLGAST”. Otóż całe wydarzenie miało miejsce nie jak podają niektóre źródła w 1910 r. a w burzliwą sylwestrową noc 1913/1914 r. Statek o długości ponad 30 m pod dowództwem kapitana De Buhr, w czasie sztormu doświadczył awarii silnika i będąc niesterowny utknął na mieliźnie “Kopener Hütung” tuż przy plaży.
Na szczęście, przybyła z Darłówka straż wybrzeża zdołała uratować całą jedenastoosobową załogę wraz z kapitanem. Niestety okazało się, że sytuacja jest beznadziejna i próby uratowania pogrążającego się w piasku kadłuba statku nie przyniosły sukcesu. Porzucony statek jak można się było domyśleć został w czasie następnych nocy ogołocony przez miejscową ludność ze wszystkiego co stanowiło jakąkolwiek wartość. Rozszabrowano pomieszczenia załogi, zerwano i wywieziono olinowanie okrętu a także zapasy żywności z luków towarowych. Nie zdołano jedynie ukraść ładunku ponieważ był zbyt ciężki.

Prowadzone później śledztwo wskazało na błąd kapitana, jednak ten zawczasu ratując się ucieczką za granicę kraju zdołał uniknąć sprawiedliwości. Tymczasem fale przyboju niszczyły sukcesywnie wrak statku. Podobno jeszcze 1938 r. można było zobaczyć kotły parowe wraz z rurami zasilającymi. Obecnie wrak niezauważony spoczywa w morzu po wschodniej stronie “przekopu” ok. 100 m od brzegu na głębokości ok. 2-3 m, zasypany częściowo morskim piachem.
Stanowczo odradzam i przestrzegam przed próbami eksploracji resztek statku – jest to bardzo niebezpieczne i wymaga doświadczenia oraz stosownych pozwoleń !
Dawne katastrofy morskie na odcinku Darłowo – Wicie – Jarosławiec

Z innych dawnych wypadków morskich na odcinku Darłówko – Wicie – Jarosławiec w kronikach zarejestrowano :
- Statek żaglowy „MARIA”, podążał z portu Szczecin zatonął 26 kwietnia 1748 roku w pobliżu Darłówka.
- Statek żaglowy „SOPHIA DOROTHEA”, podążał z portu Stralsund ( Strzałowo ) do Sztokholmu z ładunkiem 36 łasztów żyta. Poszedł na dno 5 marca 1750 roku w pobliżu Darłówka.
- Nieznany holenderski żaglowiec przypłynął z portu Visby (Gotlandia) a podążał do portu w Kopenhadze. Dnia 8 grudnia 1679 roku z powodu silnego sztormu zatonął wraz z całym ładunkiem 40 łasztów pszenicy i wapna podczas próby wejścia do portu w Darłówku.
- Żaglowiec „DIE VERGNÜGTE CATHARINA” przypłynął ze Świnoujścia z 70 łasztami towaru w ładowniach. W nocy dnia 8 września 1753 roku sztorm zrywa liny kotwic. Rozszalałe morze rozbija statek na mieliźnie.
- Żaglowiec DE JOHANNES podążał z Amsterdamu na wschód. Tonie w pobliżu Darłówka dnia 15 grudnia 1754 roku wraz ze 100 łasztami zboża w ładowniach.
- Galeasa DER „LÖPER” przybyła z Rewala i podążała do portu w Lubece. Tonie dnia 3 listopada 1755 r. w pobliżu Darłówka z 60 łasztami dóbr różnych.
- „KATHARINA” – Statek typu Galiot ( 30 łasztów ) przybywa z Rybnitz aby przepaść bez wieści w pobliżu Darłówka.
- Statek żaglowy CHRISTINA tonie 28 września 1761 r. tuż po wyjściu z portu w Darłówku. Statek transportował drewno.
- Żaglowiec „DOROTHEA CHARLOTTA’ z 66 łasztami kredy lub wapna płynie z Londynu aby zatonąć w niejasnych okolicznościach w pobliżu Darłówka dnia 13 sierpnia 1766 r.
- Statek żaglowy „DER RINGENDE JACOB” w rejsie z Kopenhagi nie dociera z towarem do Darłówka. Tonie w pobliżu mierzei dnia 19 października 1767 r.
- Statek żaglowy EMANUEL z Kopenhagi o pojemności 30 łasztów nie dopływa do portu przeznaczenia. Statek idzie na dno w pobliżu Darłówka dnia 16 września 1769 r.
- Niewielki żaglowiec „ISABEL” z Borholmu tonie dnia 17 listopada 1788 r. blisko Darłówka a wraz z nim towary spożywcze.
- Statek żaglowy „LASTDRÄGER” z poru w Kopenhadze załadowany drewnem znika pod wodą koło Darłówka dnia 30 listopada 1790 podczas silnego sztormu.
- Dnia 19 kwietnia 1792 r. w pobliżu Rusinowa tonie duży żaglowiec „NEPTUNUS II”. Podążał z ładunkiem zboża z Królewca do Liverpool.
- Duży statek żaglowy EMANUEL w podróży z Królewca do Rotterdamu wraz z ładunkiem 160 łasztów zboża dnia 7 lipca 1792 r. znajduje swój „morski grób” na mieliznach pod Jarosławcem.
- Statek żaglowy „ULRICA CHARLOTTA” z Kopenhagi do Sztokholmu dnia 13 września 1803 r. Tonie razem z ładunkiem wyrobów metalowych pod Jarosławcem.
- Żaglowiec „ELISABETH” z Piławy do Kopenhagi załadowany po burty zbożem znika dnia 11 października 1803 r. w pobliżu Jarosławca.

Oczywiście ten krótki spis nie wyczerpuje całkowicie tematu. Można by rzec, że to zaledwie preludium do niezliczonej liczby morskich zdarzeń, do których doszło przez wieki na tym odcinku wybrzeża. Jeśli tyko znajdę dodatkowe informacje o innych wypadkach w rejonie Wicia pozwolę sobie je tutaj na bieżąco zamieszczać.
Edit : Następne ofiary morskich mielizn w okolicy Wicia to :
- Szkuner „FORTUNA” rozbił się na mieliźnie 1896 roku – los nieznany.
- Szkuner „MARIA” osiadł na mieliźnie w 1895 roku – los nieznany.
- Kuter „COLUMBUS” w 1932 roku – los nieznany.

Niewątpliwie elektryzującą wiadomością może być przekaz o jeszcze jednym wydarzeniu na morzu w pobliżu mierzei jeziora Kopań zapisanym przez kronikarza króla Eryka Thomasa Kantzowa. Twierdził on, że podczas morskiej bitwy floty Króla Eryka z flotą Duńczyków i Szwedów podczas ucieczki z Gotlandii wszystkie statki blokady Duńsko-Szwedzkiej zostały zatopione.
Flota Eryka straciła jedynie 2 żaglowce wraz z częścią skarbów zrabowanych m.in. Hanzie. Podobno te 2 statki leżą gdzieś na dnie w pobliżu Darłówka. Ile w tym prawdy ? Trudno powiedzieć. Dawni mieszkańcy Darłowa byli przekonani, że te 2 okręty wraz ze skarbami skrywa tutejsze morze.

Łaszt – dawna jednostka miary objętości dla towarów sypkich, głównie zboża, stosowana od XIV do XIX wieku w portach nadbałtyckich. Liczyła 3000-3840 litrów (dm3). Łaszt dzielił się na 30 korców lub 60 szefli.
– źródło wikipedia.org
Jeśli interesuje was profesjonalne podejście do tematu bałtyckich wraków i ciekawe, unikalne historie z nimi związane to polecam gorąco pionierską stronę mojego znajomego https://www.podwodnedziedzictwo.pl
Źródła :
- ” Monitoring archeologiczny na obszarze MFW Bałtyk Środkowy II – Załącznik nr 2 do raportu końcowego. Żegluga Pomorza Zachodniego XV-XVIII w. „ – Instytut Morski w Gdańsku.
Źródła internetowe :
- www.fischland-darss-zingst.net
- http://www.ruegenwalde.com
- pl.wikipedia.org
- www.hotdive.com
Zdjęcia, Tekst i Grafika :
- Wicieprzygoda – Aquarius
- pixabay.com, CC0 Public Domain
- Generator AI